Zatoka Sztuki – Restaurant Week.
Ładnych parę lat temu, gdy mieszkałam w Gdańsku i miałam trochę mniej obowiązków, byłam częstszym gościem Zatoki – pamiętam niezwykłą kuchnię, zwłaszcza sałatki i desery. Teraz wpadam głównie na kawę, herbatę. W listopadzie odwiedziłam Zatokę w ramach swojego projektu Doktor Ania w Obliczu Wyzwania, gdzie pytam szefów kuchni co zawiera wybrana przeze mnie potrawa. W Zatoce testowałam menu podczas Halloween, na pytanie o skład zupy dyniowej usłyszałam od kelnerki „tajemnica”.
Nic to, postanowiłam dać Zatoce jeszcze jedną szansę – korzystając z zaproszenia w ramach Restaurant Week. Menu nr 1 było bardzo mięsne, pozostało mi więc wybrać menu nr 2. Carpaccio z pomidorków koktajlowych, gnocchi, a na deser chia na mleku kokosowym z musem z mango.
Przystawka.
Nie lubię pomidorków koktajlowych (z wielu względów), ale obiektywnie oceniając, smak przystawki był zrównoważony, mozzarelli niewiele – ale nie była gwiazdą dania, więc nie ma co się dziwić. Oliwa zielona smaczna, pietruszkowa.
Danie główne.
Również ładnie podane. Byłam ciekawa aranżacji smakowej tego w sumie prostego dania. Jako fanka sera koziego – było go dla mnie zdecydowanie za mało. Nie lubię jak w połowie potrawy kończą mi się dodatki do węglowodanowego składnika i na talerzu pozostają kluski pływające w ubogim smakowo sosie, nie daj Bóg oleju. Tu zostały mi kluski w oliwie. Bardzo podobał mi się szczypiorek jako ostrzejszy dodatek do jakże łagodnych, wręcz aksamitnych kluseczek. Nie sposób nie wspomnieć również o jajku sous vide, które stosunkowo rzadko spotyka się na polskich stołach. Jedwabista konsystencja idealnie ściętych: białka i żółtka była wspólnym mianownikiem tego dodatku i gnocchi, co w połączeniu ze słonym smakiem sera i ostrzejszym szczypiorku tworzyło ciekawe połączenie. I wszystko byłoby piękne i smacznie gdyby nie to, że ser skończył mi się po trzeciej klusce, a jajko po czwartym kęsie było przeraźliwie zimne. Nie znoszę zimnych jajek na miękko. Nawet sous vide. Nawet podczas Restaurant Week.
Muszę podkreślić, jako osoba mająca kłopoty z żołądkiem, że pesto z czosnkiem niedźwiedzim było dobrze zrównoważone dodatkiem świeżego szpinaku. Często po zjedzeniu dań zawierających nawet niewielkie ilości czosnku, odczuwam dyskomfort w postaci bólów brzucha. Po tym daniu nic takiego nie wydarzyło się, co mnie niezwykle ucieszyło.
Deser.
Modny ostatnio klasyk z chia, dość gęsta baza na mleku kokosowym plus pioruńsko słodki mus, jako kontrast do mdławej białej warstwy dolnej. Smacznie.
Całość.
Oceniam to menu pozytywnie, ale raczej książkowo, co w przypadku restauracji nie jest dla niektórych komplementem. Lubię, gdy do podstawowego przepisu Kucharz dodaje coś wedle własnego uznania, coś charakterystycznego, będącego niejako wyróżnikiem, sygnaturą. Przykładowo mus z mango – olbrzymie pole do popisu, mnogość sposobów na indywidualne podkręcenie smaku, tu naprawdę niewiele potrzeba (zarówno ilościowo jak i, w konsekwencji, finansowo), aby deser wyróżniał się spośród podobnych, dostępnych w sieciówkach.
Wybór dań, sposób podania i kompozycja smakowa kojarzą mi się dość szkolnie, na poziomie matury. Poprawnie ale bez fajerwerków, czyli mocna czwórka. Jeśli ktoś oczekuje wirtuozerii i tańca zmysłów na poziomie uniwersytetu – raczej nie to menu (w ramach Restaurant Week). Plus dla Szefowej Kuchni za odpowiedzi na moje dość szczegółowe pytania (tym razem bez zasłaniania się tajemnicą państwową).
Podsumowując.
Zatokę cenię za położenie na mapie Sopotu, podejście do dzieci i łaskawe oko, jakim patrzą na psy. W trakcie mojej wizyty lokal odwiedzili właściciele dwóch ogromnych, przyjaźnie nastawionych psów. Jako miłośnik zwierząt, zwłaszcza psów, doceniam takie restauracje (Właściciel czworonogów podszedł do każdego z gości Zatoki pytając czy spacerujące swobodnie psy nie będą przeszkadzały – jednak jest nadzieja w Narodzie).
Warto spróbować bo jest szansa na smaczne danie z pięknym widokiem, ale proponuję nie nastawiać się na ekstremalnie zmysłowe doznania kulinarne chyba, że Szefowa Kuchni nada własny sznyt zatokowemu menu. Myślę, że to jedynie kwestia czasu dlatego na bank jeszcze wpadnę tam nie raz. Lubię to miejsce za świetny klimat latem i ciepłą herbatę niemal na plaży zimą. Może następnym razem coś z menu mnie tam jednak zaskoczy, zachwyci…?
Kategorie: Doktor Ania WOW
Kategorie: Doktor Ania WOW