Cena sukcesu.
Upragniona ciąża, wymarzona sylwetka, zadbany dom, prężnie rozwijająca się firma, dokończona praca naukowa, piękny ogród, własna winnica, a może szyjesz ciuchy? Ręcznie tkasz dywany? Może marzysz o otwarciu własnego salonu piękności? Masz wizję, plany, marzenia, wydaje się, że wystarczy wyciągnąć rękę i “jakoś to będzie”… Czy wiesz jaka jest cena sukcesu? Ile tak naprawdę będziesz musiała zapłacić po drodze? Nie tylko pln-ów, euro czy dolarów. Zapłacisz też ciałem: plus 5 lat do wieku bo stres i niewyspanie. Plus 10 lat w rozwoju umysłowym bo staniesz na krawędzi i trzeba będzie skoczyć. Więcej niż raz. Albo ktoś Cię tam lekko i z uśmiechem na ustach popchnie. Czy jesteś gotowa zapłacić?
Jaka jest cena sukcesu?
Nie wiem. Zapytaj ludzi, którzy go osiągneli. Ja nadal idę swoją drogą. Właściwie nie idę – wspinam się, wdrapuję, czołgam czasami. Mogę zatem zdradzić Ci ile to kosztuje po drodze i jaki jest koszt szacowany. O tak, o tym mogę śmiało opowiedzieć i to ze szczegółami. Bo niektórzy widzą tylko medal, fanfary i otwieranie szampana. Nie widzą ile sportowcy wkładają pracy na co dzień. Ile zmęczenia, zwątpienia, upadania i podnoszenia się, zagryzania zębów i przekonywania samego siebie, że dam radę, ile trzeba godzin dziennie władować w: rozwój talentu, idealnej sylwetki, własnej firmy, wychowywanie dziecka, psa, utrzymanie pięknego wnętrza zgodnego z trendami. To nie jest praca “za darmo”, o nie. To najczęściej olbrzymia inwestycja. Finansowa, fizyczna i umysłowa bo wielokrotnie przekraczasz własne granice wytrzymałości. A życie nie czeka z kryzysami aż będziesz w formie, wali najczęściej na oślep i w dupie ma czy jesteś na to gotowa czy nie.
Ale Ty tego nie widzisz. Oglądasz tylko efekt, nie mając pojęcia ile ktoś tak naprawdę zapłacił, a zapewniam Cię, że niemal każdy zapłacił. I to nie mało.
Czyli co się właściwie dzieje?
Zanim zobaczysz swoje nazwisko na okładce pracy naukowej, na medalu, w rejestrze, w gazecie czy gdziekolwiek indziej – dzieje się zwykle dużo. Często więcej złych rzeczy niż dobrych – szczególnie na początku. Trzeba wkładać dużo siebie, rezultatów nie widać, motywacja niektórym siada, cena sukcesu wydaje się być za wysoka – zwłaszcza jeśli nie kochasz tego co robisz. Trzeba uzbroić się w nadludzką często cierpliwość. Właściwie chyba niezależnie od dziedziny życia początek zawsze jest trudny i siermiężny. Energia konieczna do zrobienia pierwszego kroku jest niewyobrażalnie duża, wręcz przerażająca i blokująca.
Pamiętam jak zaczynałam chodzić na siłownię. Samo wejście do budynku i rejestracja przekraczała moje możliwości przez wiele miesięcy. A przecież fizycznie to kilka kroków i wyjęcie karty płatniczej. Tematy osobiste wydawały mi się absolutnie niemożliwe do ogarnięcia. Doktorat – z pozoru kilka lat pracy. Tyle, że to niemal wolontariat. Później napisanie pracy, egzaminy, obrona. Zakładanie firmy, rozkręcanie marki, inwestycje finansowe. W najgorszym z możliwych momentów życiowych. Kiedy na głowę zwaliło mi się właściwie niemal wszystko co może się człowiekowi zwalić na ryj. Gdy poziom stresu i rzeczy na barkach jednej osoby przekracza ludzkie możliwości i mózg w pewnym momencie odcina zasilanie – jedziesz na autopilocie, żeby nie zwariować. Do dziś nie pamiętam jak ja właściwie to wszystko zrobiłam mając 24h dziennie do dyspozycji. Ale zawsze – w każdym przypadku – najpierw był proces decyzyjny. Czy i co. Jak i gdzie. I zrobienie pierwszego – najtrudniejszego kroku. Myślisz, że szło jak z płatka? Do niektórych decyzji dojrzewałam miesiącami. Do innych latami. Nie byłam gotowa.
Zacznij.
Ludzie często zazdroszczą siły widząc wyróżniające się jednostki, wybitnych sportowców, fenomenalnych managerów, skutecznych nauczycieli ale nikt nie pamięta o tym, że wszyscy zaczynaliśmy w sumie tak samo. Od wydrapywania swojej drogi. Początkowo nie każdy jest przygotowany na uderzenie, nie wie jak bardzo ciężko może być – to normalne i naturalne. Wąską ścieżkę wydrapuje się paznokciami. Później kupujemy narzędzia i można zacząć dłubać konkretniej. Ciężko sobie wyobrazić to, że wielu osobom było na początku naprawdę trudno zrobić ten pierwszy krok. Tak jak być może Tobie teraz. Mnie było trudno. Z bardzo prostego powodu.
Strach to zły doradca.
Wiele rzeczy mogłam wcześniej, lepiej, bardziej. Tylko niestety nie miałam odwagi. Z wielu różnych przyczyn. Jedną z nich było słuchanie frazesów typu “a co, jeśli”, “nie dasz rady”, “robisz to źle”, “to nie ma sensu”, “to zły pomysł”, “po co Ty to robisz”. Oczywiście, że warto słuchać mądrzejszych od siebie. Niestety każdy mierzy drugiego wedle swojej miary, więc komuś wydawało się, że “nie dam rady” bo ta osoba faktycznie nie dałaby rady. To naturalny system oceny, ciężko go zmienić. Ale można to olać, po prostu. Strach – nasz własny – też jest czymś naturalnym. Można się poddać i stać w miejscu, można też oswoić go i zacząć zadawać pytania, po kolei niwelując hipotetyczne problemy.
No i…?
A jak się nie uda to co? Nic. A jak się przewrócę to co? Nic. A jak to nie wypali to co? Nic. Naprawdę nic. Trzeba będzie otrzepać się i iść dalej. Cóż, nie udało się. Trudno.
Najważniejsze to zdać sobie sprawę z kilku kluczowych tematów.
- Nie każdy musi być superbohaterem, mieć superdom, superrodzinę, supersamochód, superpsa i superpracę. To nie jest społeczny wzór obowiązkowy. Gdy cena sukcesu ustalonego wedle norm społecznych jest abstrakcyjna, może jest to dla Ciebie znak? Chyba warto żyć przede wszystkim po swojemu, stworzyć swój własny świat, gdzie jesteś szczęśliwa.
- Jesteś wystarczająco wartościową osobą aby stworzyć sobie odpowiednie, wystarczająco fajne życie. To nienormalne, gdy ktoś stawia Ci warunki w miłości czy przyjaźni. Nie trać czasu i energii na uczucie, związek, relację, gdzie brakuje akceptacji, szacunku i bezwarunkowej miłości. Twój stan majątkowy, wygląd i wykształcenie są wystarczające, abyś zasługiwała na szacunek i świeże powietrze każdego dnia.
- To, że koleżance albo pani z TV się udało nie znaczy, że Tobie też się uda idąc identyczną drogą. Każdy jest inny, wiadomo. Warto poszukać własnej drogi, ale śmiało korzystaj z dobrych przykładów. Nie zawsze ciężka praca oznacza sukces. Pot i łzy nie gwarantują niczego, ale znacznie zwiększają prawdopodobieństwo tego, że się uda. To trochę jak z odpowiednią dietą, prawda? To, że dobrze się odżywiasz nie zagwarantuje Ci 100% zdrowia przez całe życie. Ale dość istotnie zwiększa prawdopodobieństwo lepszego samopoczucia, wyglądu oraz może troszkę uchronić nas przed pewnymi chorobami.
Po prostu idź.
Jeśli nie jesteś gotowa i cena sukcesu jest póki co zbyt wysoka – nie spiesz się, nie rzucaj się na głęboką wodę. To naturalny etap. Trzeba się oswoić. Poczekaj, obserwuj, zbieraj siły. Zmiana nawyków żywieniowych, wyjście z toksycznej relacji z partnerem, koleżanką, rodzicami czy zmiana fatalnej pracy na inną to momenty, gdy energia potrzebna do pierwszego kroku jest niezwykle wysoka, cena nas przeraża ale przeważnie warto ją zapłacić. Pod jednym warunkiem – że jesteśmy na to gotowi. Jeśli nie – trzeba chwilkę poczekać.
Jeśli jesteś gotowa – nie trać czasu. Każda minuta się liczy. Zbierz się, przechyl i skocz. Będzie cholernie ciężko i trzeba być na to gotowym, ale miej zawsze z tyłu głowy, że za jakiś czas – może miesiąc, może rok – zobaczysz błękitne niebo i weźmiesz głęboki oddech.
Co dalej…?
Zrobiłaś pierwszy krok – fajnie. Tylko, że teraz wcale nie będzie z górki i musisz zdawać sobie z tego sprawę. Z górki będzie za chwilę, tymczasem z czegoś musisz zrezygnować. Z czasu dla siebie, wieczoru z partnerem, ulubionego brownie, z książek, kina, sushi, imprez, odpoczynku, czasu ze znajomymi, zakupów pod wpływem chwili, restauracji, nowej torebki, pięknej pogody, fajnego wyjazdu, pszennych bułeczek, nowego sprzętu, lepszego samochodu, deski serów o 23, wakacji, większego domu, kawy na mieście, alkoholu – co jesteś w stanie wykreślić?
A teraz wykreśl WSZYSTKO. Fajnie?
Obojętnie czy będzie luz, nie będzie tak źle, czy może będzie dramat – kiedyś ten etap przejściowy zakończy się ale sam proces nie kończy się chyba nigdy. Wszystkie osoby, które ciągle chcą więcej, zawsze będą szukały coraz lepszych narzędzi do coraz wydajniejszej pracy. Elementy rezygnacji też będą się przewijały od czasu do czasu. Z resztą cel zawsze jest gdzieś przed nami, a gdy go ostatecznie osiągniemy – pojawia się nowy. Oczywiście nie chodzi o cel, tylko o drogę, którą idziemy. To, czego uczymy się codziennie: poznajemy nowe techniki czołgania, chodzenia, biegu. Ludzie, których poznajemy po drodze – ich wsparcie i dobra energia, dzięki której rośniemy albo pasożytnictwo, które nas bezgłośnie zabija. Trzeba być na to gotowym i zdawać sobie sprawę z ceny, którą przyjdzie nam zapłacić. Dlatego najpierw wycisz się, poczekaj, zbierz siły. Później zaplanuj, zaakceptuj, padnij, powstań, otrzep się i spokojnie idź dalej.
Warto.
Kategorie: Inne
Kategorie: Inne